3miasto inaczej.
O przyzwoitej porze grupa nieustraszonych uczniów (w towarzystwie również klasy IIa) wyruszyła na przygodę życia z poznańskiego dworca. Dzień Dziecka zapowiadał się nad wyraz interesująco. Pociągiem dostaliśmy się do deszczowego Gdańska, gdzie na dworcu czekała bardzo miła niespodzianka - różowo-włosa przewodniczka, która oczarowała nas pytaniami o masło i frytki oraz (co ważniejsze) ponadprzeciętną orientacją w terenie. Dzięki niej dostaliśmy się do Stoczni Gdańskiej. Niestety nasze zmęczone szkołą i podróżą umysły nie miały szansy tam odpocząć. W wymieszanych zespołach pod czujnym okiem jury w postaci Pani Matki Janas i Pani Cioci Indrzejczak wylewaliśmy z siebie siódme poty, aby opracować najważniejsze informacje o strajku sierpniowym. Po przedstawieniu cudownych prezentacji, mieliśmy szansę obejrzeć Muzeum Stoczni Gdańskiej. Naszą szczególną uwagę zwróciły wystawy: 21 postulatów, domu stoczniowca oraz suwnicy, na której pracowała przodownica pracy i współzałożycielka NSZZ „Solidarność” - Anna Walentynowicz. Po tym wspaniałym, intelektualnym wyzwaniu przemieściliśmy się z Gdańska do równie zachmurzonego Sopotu. Tam czekając w deszczu na wybawienie, podziwialiśmy fasadę hostelu zbudowanego ze starych kontenerów. Po długich oczekiwaniach, udało nam się dostać do ciepłego wnętrza. Wieczorem czekała nas jeszcze jedna atrakcja - sopocki Monciak. Jednak wolny czas przeznaczyliśmy na poszukiwanie posiłku, który załagodził nasz wilczy głód. Prawdopodobnie wszyscy możemy polecić restaurację "Śliwka w kompot", która serwuje rewelacyjną, włoską pizzę ze świeżych składników. Gdy wróciliśmy do hostelu, niektórzy z nas rzucili się do wolnej łazienki, a pozostali woleli spędzić ten czas, racząc swoje żołądki. Sławni kucharze ze szkoły zimowej i tym razem nie zawiedli naszych oczekiwań. Chłopcy przyszykowali sobie kiełbaski, karkówkę i piersi kurczaka na jednorazowych grillach. O dziwo, sopocka społeczność lepiej zaakceptowała ten pomysł niż głowa naszej rodziny - Pani Matka Janas.
Następny dzień zapowiadał się o wiele lepiej. Obudziły nas słoneczne promienie wpadające przez okno i przejeżdżający pociąg, przez który nasz hostel zatrząsł się w posadach. Przejechaliśmy do Gdańska, gdzie mieliśmy popłynąć po Motławie kajakami. Choć trasa była długa, pewnie nigdy nie zapomnimy lawirowania między potężnymi okrętami, które wpływały na rzekę. Mokrzy i zmęczeni, mogliśmy "się puścić" pod Neptunem na ulicy Długiej (zainteresowanych kieruję do Pani Matki Janas). Oczywiście wolny czas został przeznaczony na posilenie swoich żołądków - jak przystało na ekosową młodzież. Razem wybraliśmy się jeszcze na szczyt wieży Kościoła Mariackiego. Niektórzy nazywają to 412 schodami prowadzącymi do nieba i musimy przyznać, że się nie rozczarowaliśmy. Panorama Gdańska zaparła nam dech w piersiach, szczególnie na myśl, że trzeba jeszcze zejść po tych samych schodach w dół. Tego dnia czekała nas jeszcze plaża w Sopocie i wyjście do kina na francuską komedię o głuchoniemych pt. "Rozumiemy się bez słów". Film wzruszył, rozśmieszył i spełnił nasze oczekiwania obejrzenia czegoś dobrego na wielkim ekranie ("Minionki" nie były wtedy jeszcze w kinach). Wieczorny spacer po plaży przy blasku księżyca wydał się niezwykle przyjemny po siedzeniu na sali kinowej. Będąc w hostelu, raczyliśmy się jeszcze nocnym, truskawkowym poczęstunkiem od Pani Matki Janas i Pani Cioci Indrzejczak. Choć ekosowa młodzież często zasypia z głodnymi żołądkami, tego dnia nie mogliśmy narzekać.
Ostatniego i trzeciego dnia zjedliśmy syte śniadanie, aby mieć siłę na wielkie pakowanie i sprzątanie pokoi. Procedura opuszczania hostelu przeszła nad wyraz sprawnie. Podróżując kolejką miejską, przedostaliśmy się do wietrznej Gdyni. Oczywiście odwiedzenie tego miasta nie miałoby sensu bez pójścia do portu i obejrzenia dumy naszej floty - ORP Błyskawicy oraz drugiego statku - Daru Pomorza. Po podziwianiu tych wspaniałych okrętów, mieliśmy szansę wysilić nasze ponadprzeciętne umysły w "Walk out". Wyzwanie polegało na rozwiązywaniu szeregu logicznych zagadek przez grupy w poszczególnych pokojach, aby wydostać się na zewnątrz. Niektórzy z nas poszukiwali odcisków palców, inni nosili kajdanki na rękach, a pozostali czytali pamiętnik otrutego barona. Wszystkim udało się wyjść z pomieszczeń przed minięciem wyznaczonego czasu, co oznacza mniej więcej tyle, że Ekos przygotował nas do ciężkiej, intelektualnej pracy w stresujących warunkach. Następnie pozostała nam tylko atrakcja, na którą czekali wszyscy - Jump City. Cała hala podzielona na 6 różnych stref trampolin, to istny raj na ziemi dla poszukiwaczy przygód, endorfin i dużych dawek zdrowego ruchu. Aż 140 trampolin, basen z gąbkami, kosze i wiele innych atrakcji spełniły nasze marzenia o najwspanialszym pod słońcem sposobie na wypocenie się do granic możliwości. Zabawę zakończyła wymiana mokrych uścisków z jakże szczęśliwymi głowami zjednoczonych na trampolinach rodzin Ia i IIa. Nie pozostało nam już nic jak tylko powrót do cieplejszego Poznania. I pomimo, że na dworcu zajadaliśmy się kanapkami z McDonalds, mieliśmy przeczucie, że był to kolejny udany dzień podczas tej wspaniałej wycieczki. I choć w pociągu wytrzepywaliśmy jeszcze piasek z sopockiej plaży, czuliśmy już delikatną tęsknotę za Monciakiem, hostelem, a szczególnie skrzypiącymi łóżkami i pociągiem przejeżdżającym co chwilę.
Na końcu pozostaje tylko podkreślić, że wycieczka nie miałaby miejsca, gdyby nie Pani Matka Janas i Pani Ciocia Indrzejczak, którym bardzo dziękujemy z głębi naszych, młodzieńczych serc za te cudowne trzy dni.
Ostatniego i trzeciego dnia zjedliśmy syte śniadanie, aby mieć siłę na wielkie pakowanie i sprzątanie pokoi. Procedura opuszczania hostelu przeszła nad wyraz sprawnie. Podróżując kolejką miejską, przedostaliśmy się do wietrznej Gdyni. Oczywiście odwiedzenie tego miasta nie miałoby sensu bez pójścia do portu i obejrzenia dumy naszej floty - ORP Błyskawicy oraz drugiego statku - Daru Pomorza. Po podziwianiu tych wspaniałych okrętów, mieliśmy szansę wysilić nasze ponadprzeciętne umysły w "Walk out". Wyzwanie polegało na rozwiązywaniu szeregu logicznych zagadek przez grupy w poszczególnych pokojach, aby wydostać się na zewnątrz. Niektórzy z nas poszukiwali odcisków palców, inni nosili kajdanki na rękach, a pozostali czytali pamiętnik otrutego barona. Wszystkim udało się wyjść z pomieszczeń przed minięciem wyznaczonego czasu, co oznacza mniej więcej tyle, że Ekos przygotował nas do ciężkiej, intelektualnej pracy w stresujących warunkach. Następnie pozostała nam tylko atrakcja, na którą czekali wszyscy - Jump City. Cała hala podzielona na 6 różnych stref trampolin, to istny raj na ziemi dla poszukiwaczy przygód, endorfin i dużych dawek zdrowego ruchu. Aż 140 trampolin, basen z gąbkami, kosze i wiele innych atrakcji spełniły nasze marzenia o najwspanialszym pod słońcem sposobie na wypocenie się do granic możliwości. Zabawę zakończyła wymiana mokrych uścisków z jakże szczęśliwymi głowami zjednoczonych na trampolinach rodzin Ia i IIa. Nie pozostało nam już nic jak tylko powrót do cieplejszego Poznania. I pomimo, że na dworcu zajadaliśmy się kanapkami z McDonalds, mieliśmy przeczucie, że był to kolejny udany dzień podczas tej wspaniałej wycieczki. I choć w pociągu wytrzepywaliśmy jeszcze piasek z sopockiej plaży, czuliśmy już delikatną tęsknotę za Monciakiem, hostelem, a szczególnie skrzypiącymi łóżkami i pociągiem przejeżdżającym co chwilę.
Na końcu pozostaje tylko podkreślić, że wycieczka nie miałaby miejsca, gdyby nie Pani Matka Janas i Pani Ciocia Indrzejczak, którym bardzo dziękujemy z głębi naszych, młodzieńczych serc za te cudowne trzy dni.